sobota, 18 października 2014

chapter 1

włącz to >>> XXX
miłego czytania!
* * *
w nocy wierciłam się i co chwilę przewracałam na inny bok. budziłam się co jakiś czas, ale w końcu udało mi się całkowicie zasnąć.. niestety ten sen nie trwał długo, gdyż po 3 godzinach obudził mnie zapach tostów, który jakimś cudem pojawił się w moim pokoju. odkryłam z siebie koc i rozciągnęłam się. wyszłam z pokoju i szłam śladem cudownego zapachu. mój tata pracował jako menadżer w świetnej restauracji, więc trochę znał się na gotowaniu. jego dania nie były jakieś super świetne, ale dla mnie były wręcz idealne. gdy doszłam do jadalni zobaczyłam, że na stole są 3 zastawione miejsca. nie powiem, bardzo się zdziwiłam, gdyż mieszkałam sama z tatą. 
-hej księżniczko - tata ucałował mnie w czoło i pokierował, abym usiadła na jednym z miejsc - jak się spało? 
-wyjątkowo źle, ale będę spała w samochodzie - posłałam mu ciepły uśmiech. siedziałam i czekałam aż tata wszystko przyniesie, gdyż nie lubił jak motam mu się pod nogami starając się pomóc. gdy wszystko było gotowe, a tata już miał usiąść na swoim miejscu po mieszkaniu rozległo się twarde i stanowcze pukanie. oboje na siebie spojrzeliśmy. ja z zaciekawieniem, a tata z chytrym uśmieszkiem. poczułam, jak moje dłonie drżą. miałam tylko nadzieję, że to nie mama. o nic nie pytałam, może ze względu na to, że się bałam, a może dlatego, że nie chciałam być rozczarowana. po chwili usłyszałam męski głos, lecz to nadal nic mi nie mówiło. moje oczy zaszkliły się, gdy zza ściany ujrzałam wysokiego bruneta, który nic nie mówiąc rozszerzył ramiona, i uroczo się uśmiechnął. od razu urwałam się z krzesła i podbiegłam do Thomasa. 
-hej królewno, tęskniłem - mocno mnie objął, a ja czułam jak po moich policzkach spływają pojedyncze łzy szczęścia. 
-dlaczego przyjechałeś? - spytałam wycierając twarz w rękawy od piżamy. 
-tak się cieszysz na widok brata? - zmarszczył czoło, nadął policzki i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, na co ja się zaśmiałam. 
-chodzi o to, że za kilka godzin jadę do mamy, więc nie spędzimy ze sobą zbyt dużo czasu. 
-ale ja przyjechałem właśnie po ciebie - nie wiem co poczułam. szczęście? smutek? nie mam pojęcia jak nazwać to uczucie. z jednej strony cieszyłam się, że Thomas mnie zawiezie, ale było mi przykro, że nie był to tata. no ale mówi się trudno, przecież to nie koniec świata. trzeba myśleć pozytywnie, a nie użalać się nad wszystkim. zjedliśmy śniadanie rozmawiając, >ubrałam się<, a następnie spakowałam do końca swoje bagaże. gdy moje walizki, torby, torebki i inne mało potrzebne rzeczy były już w samochodzie wtuliłam się w tors taty. 
-masz być grzeczna, nie stwarzaj problemów, nie rozmawiaj z obcymi i bądź miła dla mamy - tata objął moje policzki w swoje duże, wiecznie ciepłe dłonie i pocałował mnie w czubek nosa. na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a oczy wypełniły się słonymi łzami - pamiętaj o czym wczoraj rozmawialiśmy i nie pij z byle kim gorącej czekolady - zaśmialiśmy się oboje.
-wiem, tato. do zobaczenia za dwa miesiące - ostatni raz go przytuliłam, po czym wsiadłam do samochodu. tata przez chwilę jeszcze rozmawiał z Thomasem, a ja włożyłam moją ukochaną płytę do radia i wsłuchiwałam się w wypływającą melodię starając się zapomnieć o wszystkim. 
-dobra, jedziemy - Tommy odpalił silnik i poczochrał mi włosy - nie martw się, będzie dobrze! 
pokiwałam tacie przez okno, a gdy wyjechaliśmy z naszego osiedla zamknęłam oczy powoli zasypiając. po drodze kilka razy zatrzymaliśmy się do toalety, żeby coś zjeść, odpocząć itp. około godziny 18 Thomas powiadomił mnie, że jesteśmy już na miejscu. moje serce waliło jak nigdy. bałam się spotkania z mamą. nie widziałam jej z 2 lata, bo była zbyt zajęta sobą. dlatego też odeszła od taty. może nie będzie tak źle. starałam się nastawić na to spotkanie pozytywnie, ale coś mi mówiło, że nie jest to najlepszy pomysł. 
-nie przekonasz się, póki nie spróbujesz - z zamyślenia oderwał mnie głos mojego brata. jego śliczny uśmiech sprawiał, że i ja zaczynałam się uśmiechać. gdyby nie był moim bratem definitywnie bym się w nim zakochała. wyszłam z samochodu, a moim oczom ukazał się śliczny dom z czerwonej cegły. miał chyba z 3 piętra, ogromny ogród i śliczne, duże okna. wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się do siebie. 
cały czas w mojej głowie tkwiły ostatnie słowa Toma. było mu łatwo mówić, gdyż on mieszkał z mamą, ale po części miał rację. chwyciłam walizki i ruszyłam w stronę kasztanowych drzwi. chciałam już zadzwonić, lecz Thomas powstrzymał mnie chwytając za klamkę. 
-panie przodem - wskazał na otwartą przestrzeń, a ja przełknęłam ślinę. przed drzwiami znajdowały się ciemne, drewniane schody prowadzące do góry. po naszej lewej stronie znajdowało się przejście - na prawo do ogromnego, przytulnego salonu, na lewo do luksusowej czarno-czerwonej kuchni. z naszej prawej strony znajdował się drewniany wieszak, a po lewej stronie schodów był szeroki, ale krótki korytarzyk, który zapewne prowadził do łazienki. całe pomieszczenie było okryte ciemnymi panelami. dziwiło mnie tylko to, że nikt do nas nie wyszedł. w sumie to podobne do mamy - jesteśmy już! - po chwili z salonu wyszła właśnie ona. piękna, szatynka w zwykłych dresach i bluzce. zmieniła się i to całkowicie. w tym momencie myślałam, że zemdleję. kobieta rozszerzyła ramiona rzucając się na mnie. nie wiedziałam co zrobić, byłam jakby sparaliżowana, ale po chwili ją objęłam, jakbym widziała ją pierwszy raz w życiu. tata miał racje. powinnam ją kochać mimo wszystko i tak właśnie było. brakowało mi jej miłości. 
-kocham cię tak bardzo - jej ciepły głos sprawił, że dostałam 'gęsiej skórki' - bardzo się cieszę, że tu jesteś. 
-ja też się cieszę - posłałam jej delikatny uśmiech - nie obraź się, ale jestem zmęczona. mogłabym gdzieś się rozpakować, czy coś? - nie wiedziałam jak mnie przyjmie. dom było wielki, ale nie wiem czy było tutaj dla mnie miejsce. chwilową zagadką było dla mnie to, dlaczego ten dom jest tak duży, skoro mama mieszka tutaj sama z Thomasem. 
-jasne, rozumiem. Tommy wnieś jej walizki na piętro, a ty Holly zaraz wybierzesz sobie pokój - mama patrzyła się na mnie z wielkim uśmiechem. czułam się trochę niekomfortowo. tą jakże krępującą sytuację przerwał tupot czyiś łapek. spojrzałam za mamę i ujrzałam młodego munsterlandera. to był najsłodszy pies jakiego kiedykolwiek widziałam. zasłoniłam otwarte usta dłonią i spojrzałam na mamę.
-możesz go wziąć, jest twój - mama się zaśmiała, a ja ostrożnie wzięłam go z podłogi. 
-przestań, pewnie wydałaś na niego fortunę - uwielbiałam psy, ale nie mogłabym go sobie przywłaszczyć. jestem tutaj od kilkunastu minut, a już dostaję od niej psa? trochę to dziwne, ale może to w ramach przeprosin za tą całą krzywdę, do której i tak nigdy się nie przyzna - jak się wabi? 
-to ty przestań. kupiłam go dla ciebie, więc sama go nazwij - spojrzałam na mamę z niedowierzaniem - chodź, wybierzesz sobie pokój. 
weszłyśmy schodami na piętro, gdzie był długi, czerwony korytarz, a po każdej jego stronie kilka drzwi. 
-na tym piętrze jest moja sypialnia, pokój Thomasa, 2 pokoje gościnne 3 łazienki i jeden wolny pokój, ale jest on praktycznie pusty. - skoro wolny, to chyba mogę go zobaczyć. podbiegłam na koniec korytarza i otworzyłam drzwi. w pokoju znajdowało się wielkie łóżko, lustro na całej wysokości jednej ze ścian i kilka szafek. na jednej komodzie stała wieża stereo. nic więcej nie potrzebowałam. pomieszczenie było w kolorach beżowo-niebieskich. niby nic takiego, ale moją uwagę przykuły ogromne okna w samym rogu pokoju, dzięki którym było można zobaczyć całe centrum Londynu.
-chcę ten pokój - stwierdziłam i odstawiłam psa na jasną podłogę - jest przepiękny - wzięłam swoje walizki, podłączyłam moją mp4 do urządzenia i zaczęłam się rozpakowywać. trochę pomęczyłam się z moimi ubraniami. spojrzałam na zegarek. było coś po 22. postanowiłam zostawić resztę bagaży na jutro. poszłam do łazienki i wzięłam odprężającą kąpiel, po czym udałam się do ciepłego łóżka. 

ze snu wyrwała mnie ślina, którą zostawiał na mojej dłoni szczeniak. 
-hej młody. już nie śpisz, hm? - wzięłam swoje >rzeczy< i poszłam do toalety się ogarnąć, po czym niepewnie zeszłam na dół szukając mamy, którą znalazłam po czasie w kuchni. 
-robię nam kanapki, jak chcesz to mi pomóż - czy ta kobieta nigdy nie przestaje się uśmiechać? wzięłam kilka kawałków i powtarzałam czynności za mamą. 
-mogę się o coś zapytać? 
-jasne, kochanie. o co chodzi? - mama spojrzała zaniepokojona, a ja uśmiechnęłam się na znak, że to nic takiego. 
-dlaczego masz tyle wolnych pokoi, tyle pięter, skoro mieszkasz tutaj tylko z Tom'em? 
-mam wynajem mieszkań na zimę - mama powiedziała to jakby to było normalne. 
-ale.. zimą ludzie chodzą po Twoim domu? tak po prostu? - spytałam zabierając talerz gotowych kanapek i położyłam je na stole w salonie. 
-nie - mama się zaśmiała - wejście do wynajmowanych pokoi jest z boku. z resztą pewnie sama w końcu zauważysz. 
zjedliśmy kolacje. nasze relacje nie były złe, wręcz przeciwnie. jak na 2 lata "przerwy" dogadywałyśmy się całkiem okej. siedzieliśmy najedzeni i wpatrywaliśmy się w jakiś film co jakiś czas rozmawiając na nowy temat. 
-wiesz już jak go nazwiesz? - Thomas spojrzał na munsterlandera. 
-Raki* - powiedziałam głaszcząc mojego nowego przyjaciela. mama i Tom zrobili dziwne miny, ale ja miałam to gdzieś - mam nadzieję, że przyniesie mi szczęście. 
-załatwiłam ci nad nim opiekę - spojrzałam na mamę pytającym wzrokiem - znalazłam ogłoszenie do opieki nad psem, zobacz - rodzicielka podała mi londyńskie pismo, w którym faktycznie znajdywał się taki artykuł 
-będziesz miała więcej czasu na chłopaków, w końcu są wakacje - Thomas zaśmiał się a ja nieoczekiwanie rzuciłam w niego poduszką. 
te wakacje zapowiadają się lepiej niż myślałam. 

* * * 
*Raki (wł. Rakki) - po japońsku znaczy "szczęściarz" 
munsterlander - jest to rasa psa. 

mam nadzieję, że rozdział nie jest nudny. 
kolejny pojawi się prawdopodobnie jutro. 
zapraszam na mojego aska, gdzie możecie zadawać mi pytania dot. tego opowiadania. 
w 2 rozdziale pojawi się nowa osoba :)












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by S1K